piątek, 20 lipca 2012

Generał Mango kroi mango.

Jaipur zachwycił nas czystym dworcem i niezaśmieconymi ulicami (dobre wrażenie popsuło wejście do Różowego Miasta, gdzie schowały się wszystkie hinduskie straganiki, punkty z jedzeniem i sterty syfu).
Pierwszy raz jesteśmy zadowolone z hotelu i naszego pokoju: czystego, suchego, z oknem i balkonem, w spokojnej dzielnicy i z cichym wiatrakiem. A cena standardowa!

Zostawiłyśmy plecaki i ruszyłyśmy na podbój Pink City. Poniżej opis dnia wczorajszego i dzisiejszego, taki jaipurowy miks.

Maharadża Ram Singh wiosną 1876 roku zarządził generalne porządki i odświeżenie Dżajpuru z okazji wizyty Edwarda VII. Nakazał wymalować miasto na łososiowo-różowy kolor, a zwyczaj ten utrzymuje się do dziś - każdy właściciel posesji z fasadą od ulicy jest zobowiązany do uszanowania historycznego koloru, w przeciwnym razie grozi mu grzywna i obciążenie kosztami remontu, który przeprowadzają władze miejskie.

W środku Różowego Miasta mieści się kilka ciekawych budowli.
Najbardziej znanym zabytkiem jest Hawa Mahal - Pałac Wiatrów. Wybudowany jako schronienie dla żon i dam dworu maharadży Sawai Pratapa Singha, z ażurowymi murami, przez które kobiety oglądały festiwale, procesje, a na co dzień obserwowały życie toczące się na ulicy. W momencie budowy obowiązywał muzułmański obyczaj - zasada zasłony, purdah. Kobiety miały unikać męskiego wzroku, osłaniać twarz. Zwyczaj, mimo że nie wspomina o nim Koran i nie ma korzeni religijnych, przeniósł się na inne sfery życia, w tym na organizację domu. Płeć piękna miała wydzieloną dla własnego użytku część pomieszczeń, rodzaj babińca, w którym mogły czuć się swobodnie. Do dzisiaj w Radżastanie, zwłaszcza na wsiach i w małych miasteczkach, kobiety zasłaniają twarz kolorową chustą.

W City Palace Complex, który obejrzałyśmy, nadal mieszka maharadża! Najciekawszym eksponatem były, schowane w Holu Prywatnych Audiencji = Diwan-i-Khas (to tu maharadża w ważnych sprawach konsultował się ze swoimi ministrami), dwa wielkie srebrne naczynia (gangajali). Każde mierzy 1,6 m wysokości i waży 345 kg (są w Księdze Rekordów Guinessa - dwa największe przedmioty na świecie wykonane ze srebra). Onegdaj maharadża Madho Singh II przetransportował w nich wodę z Gangesu w trakcie podróży w 1902 roku do Anglii, na ceremonię koronacji Edwarda VII. Pobożny Hindus chciał pić tylko ją (fuj!).

W pobliżu Duwan-i-Khas mieści się piękny dziedziniec z czterema drzwiami reprezentującymi cztery pory roku - Brama Pawia to jesień, Brama Lotosu - lato, Brama Zielona - wiosna, Brama Różana - zima.

Dżantar Mantar to wg książkowego przewodnika "największe na świecie", a wg hinduskiego znawcy - "największe w Indiach" obserwatorium astronomiczne. "Dżantar" to instrument, a "mantar" to liczyć. Szprechający po angielsku Hindus objaśnił nam zastosowanie każdego z czternastu stojących w nim przyrządów. Przypominają one bardziej rzeźby czy też malutkie budowle, a służą do ustalania pozycji gwiazd, określania azymutu, dat zaćmienia Słońca i Księżyca, znaku zodiaku (dwójka Hindusów planująca małżeństwo sprawdza dla siebie horoskop i jeśli jest niekorzystny - nie dojdzie do ślubu) itp.
Spore wrażenie robi Samrat Jantar, wielki zegar słoneczny, który podaje lokalny czas z dokładnością do dwóch sekund.

Zdobycie Tygrysiego Fortu, leżącego na obrzeżach miasta, wiązało się ze sporym wysiłkiem fizycznym - 2 km stromo pod górę - ale było warto. Idealnie widać stamtąd Dżajpur, migoczący się niewielką jak na polskie standardy ilością świateł.
W nagrodę: drogie, ale chłodne piwo.

Lucyna i Pawia Brama.
Na tle Pałacu Wiatrów.
Z rączki w lustrze maharadży.
Obserwatorium astronomiczne.
Tak patrzyły na świat kobiety w Pałacu Wiatrów.
Pink City is pink.
Albert Hall, a w jego wnętrzu - muzeum sztuki indyjskiej z kolekcją dzieł zgromadzoną przez chirurga - Brytyjczyka.
Łososiowe czy różowe?
 Nasz pierwszy owocek - Małgo z banankiem na twarzy trzyma bananka; mamy fioła na punkcie czystości, co chwilę wycieramy dłonie mokrymi chusteczkami, dezynfekujemy płynem, jemy w "wypasionych" restauracjach (nasz najdroższy obiad: 54 zł za 3 osoby, na polskie warunki może niedużo za 3 dania i 3 napoje, ale jak na indyjskie standardy - drożyzna!), dzisiaj (piątek) zaszalałyśmy i skórkę banana oceniłyśmy na nieprzepuszczającą syfu oraz na taką, którą łatwo da się zdjąć bez skażenia wnętrza - podjęłyśmy wyzwanie Actimela i zaryzykowałyśmy konsumpcję.
Radżastański sposób na farbowanie chust - "tie & dye" ("zwiąż i ufarbuj"), który kojarzy mnie się z chlorowanymi koszulkami z naszego dzieciństwa.
Na tle jednej z bram prowadzących do Old City - różowej części Jaipuru.
Zielona Brama.
Ja z moim mango - szorowałyśmy je ostro w wodzie z kranu, potem płukałyśmy w wodzie butelkowanej, a następnie rozkroiłyśmy i ze smakiem zjadłyśmy; Małgo też chciała być na zdjęciu - widać jej palec. W gratisie - rzut oka na moją spaleniznę.
W tle, na górze - Tygrysi Fort, do którego się wdrapałyśmy.

1 komentarz:

  1. mąż: szopa to naprawdę już wygląda jak sex turystka na tych zdjęciach

    OdpowiedzUsuń